W twojej intencji

„Tobie musi wystarczyć Chrystus, Tobie muszę wystarczyć ja”

Jan Paweł II napisał, że powołanie to dar i tajemnica. Im dłużej jestem siostrą zakonną, tym bardziej przekonuje się o prawdziwości tych słów. Pochodzę z wierzącej i praktykującej rodziny katolickiej. Odkąd pamiętam, rodzice prowadzili mnie i moją młodszą siostrę Kasię na coniedzielną Eucharystię i wspólnie modlili się z nami wieczorem. Kiedy byłam w trzeciej klasie szkoły podstawowej, do naszej parafii przyjechały z prelekcją o swoim zgromadzeniu bezhabitowe Siostry od Aniołów. Pamiętam, że ich wystąpienie bardzo mnie poruszyło i zaraz po powrocie z kościoła do domu napisałam do nich o moim pragnieniu bycia siostrą zakonną. Nigdy jednak tego listu nie wysłałam. Z czasem zapomniałam o klasztorze i jak wszystkie nastolatki myślałam o założeniu rodziny. Gdy byłam w siódmej klasie, mój katecheta zaprosił mnie na spotkanie wspólnoty „Opoka”, która później przekształciła się w Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży. Bardzo lubiłam nasze piątkowe spotkania – były one dla mnie łaską, bo dawały okazję do lepszego poznania Boga. Lubiłam się dużo modlić. Na modlitwie czułam pokój i jakaś dotąd nieznana mi radość napełniała moje serce.

Miałam wielu przyjaciół. Czułam się bardzo szczęśliwa. Wiedziałam, że Pan Bóg umacnia moją wiarę szczególnie w trudnych momentach. Pod koniec ósmej klasy czy na początku pierwszej liceum, nie pamiętam dokładnie, wydarzyło się coś, co było dla mnie jawnym znakiem, że Pan Bóg ma inne plany dotyczące mojego życia niż ja sama. Odrabiam lekcje i przypomniało mi się, że w zeszytach z lat ubiegłych znajdę materiał, którego potrzebowałam. Poszłam więc do garażu szukać potrzebnych rzeczy. I wtedy zauważyłam, że na ziemi leży jakaś pożółkła kartka. Podniosłam i zaczęłam czytać mój list, którego nigdy nie wysłałam do Sióstr od Aniołów. Przeszły mnie dreszcze. Zabrałam ze sobą tę kartkę, zeszyty, których szukałam i wróciłam do pokoju. Nie mogłam zapomnieć o tym, co się stało. Coraz częściej zastanawiałam się nad swoim życiem. Czy Jezus naprawdę chce, żebym była siostrą Zakonną? Czułam, jak powraca to pragnienie, o którym pisałam w liście. Mimo że nie o takiej przyszłości myślałam, zaczęłam cieszyć się z tego, że Pan Bóg dał mi taki wyraźny znak.

W czasie ferii zimowych siostry Nazaretanki organizowały rekolekcje powołaniowe dla dziewcząt. Chcąc się upewnić, czy Pan Jezus wzywa mnie do życia zakonnego, pojechałam na takie rekolekcje do Żdżar. Pierwsza odpowiedź przyszła zaraz po przekroczeniu progu domu rekolekcyjnego w żdżarskim Nazarecie. Byłam w nowym, zupełnie nieznanym mi miejscu i czułam się jakbym była w domu! Kolejnym bardzo wyraźnym znakiem był wewnętrzny głos, który usłyszałam w czasie prywatnej modlitwy w kaplicy. Patrzyłam na obraz przedstawiający Jezusa, który wraz ze swoimi uczniami przechodził wśród łanów zbóż, i usłyszałam ewangeliczne „Pójdź ze Mną”. Od razu byłam gotowa na zrealizowanie tej prośby, ale głos powiedział: „Nie teraz. Musisz poczekać”. Zignorowałam to i poszłam poprosić o przyjęcie do aspiratu. Siostra, której przedstawiłam prośbę, bardzo się ucieszyła, ale spokojnie powiedziała, że muszę jeszcze poczekać. Wiedziałam, że Pan Bóg tego naprawdę chce. Wróciłam więc do domu z głębokim pragnienie w sercu, by zostać nazaretanką. Po skończeniu pierwszej klasy liceum pojechałam z siostrą Michaelą i aspirantkami na rekolekcje do Zakopanego. Przypomniałam jej rozmowę, którą odbyłyśmy w Żdżarach. Była trochę zaskoczona, ale powiedziała, że jeżeli naprawdę chcę zostać aspirantką, to muszę przyjechać na rekolekcje do Ostrzeszowa. Bałam się, że rodzice mi nie pozwolą, ponieważ był to już czwarty wyjazd w te wakacje. Z ufnością modliłam się o rozwiązanie tego problemu.

Wróciłam z Zakopanego i poprosiłam o pozwolenie na wyjazd do Ostrzeszowa. Z początku mama nie chciała mi pozwolić, ale ostatecznie zgodziła się pod warunkiem, że zabiorę ze sobą Kasię. Nie chciałam, bo wiedziałam, że ona zaraz wszystko powie o moich planach związanych z Nazaretem. Cóż miałam robić? Albo pojadę ze swoją siostrą, albo zostanę w domu. Nie miałam wyboru, jak tylko pojechać z Kasią. W drodze do Ostrzeszowa wstąpiłyśmy do Warszawy do sióstr na Czerniakowską. Weszłam do kościoła, żeby się pomodlić, i usłyszałam słowa: „Tobie musi wystarczyć Chrystus, Tobie muszę wystarczyć Ja”. Ciągle powracałam do tego zdania. Ogarnęło mnie głębokie wzruszenie, kiedy usłyszałam w jednej z piosenek dokładnie te same słowa. Z nimi wyjechałam z Warszawy: „Tobie musi wystarczyć Chrystus… Tobie muszę wystarczyć Ja”. Dla mnie było oczywiste, że Pan Bóg po raz kolejny upewnia mnie w tym, że On chce, abym służyła Mu w Nazarecie. Przestałam bać się tego, co powiedzą rodzice. Ogarnęło mnie takie poczucie szczęścia, że nie myślałam, co będzie później. Moja siostra nie mogła uwierzyć w to, co się stało, że zostałam aspirantką, że chce być nazaretanką. Powtarzała: „Coś ty zrobiła?!, Coś ty zrobiła?! Mamusia wie?”

Kiedy powiedziałam, że nie, natychmiast zapewniła, że bardzo szybko się dowie. Wiedziałam, że Kasia o wszystkim powie w domu, ale cieszyłam się, że zrobi to za mnie, że ja tylko potwierdzę to, o czym ona opowie. Wróciłam do domu dzień po powrocie Kasi. Zapewniła, że o niczym nie powiedziała. Pomyślałam, że szkoda, ale trudno. Zaraz też po przywitaniu mama zaczęła mnie o wszystko wnikliwie wypytywać, co robiłam na tych rekolekcjach, na czym one polegają Itp. Bardzo ogólnikowo odpowiedziałam na te pytania, czułam, że mama coś podejrzewa. W końcu Kasia przyznała się, że wszystko mamie powiedziała. Z jednej strony czułam złość z drugiej ulgę. Mama zaczęła płakać. Nie potrafiłam znaleźć żadnych pocieszających słów. Mama powiedziała, że ona już dawno zawierzyła mnie i Kasie Matce Boskiej i że Panu Bogu przeciwstawiać się nie będzie. Byłam wierna danemu słowu. W ciągu pozostałych trzech lat nauki w szkole średniej tylko dwa razy próbowała namówić mnie, żebym po liceum poszła na studia, ale za każdym razem mówiła „zrobisz jak zechcesz. Ja Panu Bogu sprzeciwiać się nie będę”.

Wiem, że mama rozmawiała dużo o mojej decyzji z tatą. Myślę, że to dzięki tym rozmową tata nie robił mi żadnych problemów ze wstąpieniem do klasztoru. Wiedziałam, że rodzicom było ciężko, kiedy wyjeżdżałem z domu. Myślę, że pomimo odległości, jaka nas teraz dzieli, cały czas jesteśmy blisko, bo – jak pisze święty Paweł – miłość nigdy nie ustaje. Formację Zakonną rozpocząłem 25 sierpnia w Ostrzeszowie. Do postulatu pojechałam razem z siostrą Martą do Łukowa. Po roku wróciłyśmy na Białą Górkę do Ostrzeszowa, aby odbyć dwuletni nowicjat. Czas junioratu umacniał we mnie pragnienie bycia do końca z Jezusem.Szczęśliwe doczekałam dnia, w którym złożyłam śluby wieczyste. Było to 26 sierpnia 2006 r.

Dziś razem z Maryją wychwalam Boga za jego bezwarunkową miłość do mnie i uwielbiam go za łaskę życia, powołania i wieczystej konsekracji. Dziękuję tym, którzy swoją modlitwą nieustannie pomagają mi trwać na drodze rad ewangelicznych. Wszystkich, którzy będą czytać historię mojego powołania, serdecznie proszę o duchowe wsparcie, abym wiernie odpowiadała na natchnienia Ducha Świętego i szerzyła Królestwo Bożej Miłości wszędzie tam, dokąd pośle mnie mój Oblubieniec.

Siostra Emanuela

© Nazaretanki 2024
Zaloguj